NFT a prawa twórcy
Jakiś czas temu (w momencie publikacji to już ponad pół roku!) razem z Aleksander Bobrowski na Digital Money & Blockchain Forum mieliśmy okazję powiedzieć kilka słów o NFT w kontekście rynku sztuki. Wątków w czasie wystąpienia było mnóstwo, a czasu niewiele. Ten text powstał po to, by przy jednym z tematów zatrzymać się nieco dłużej.
NFT a własność intelektualna
Chciałbym przyjrzeć się razem z Wami bliżej zagadnieniom z pogranicza NFT i własności intelektualnej. Spojrzenia tego potrzeba z powodu samej roli, jaką odgrywają lub mogą odgrywać unikalne tokeny. Mogą one mieć znaczenie w dla ochrony praw twórców, ich spadkobierców (droit de suite), czy także dla nabywców (kolekcjonerów) w kontekście weryfikacji pochodzenia dzieła. To ostatnie zdaje się, że w jest w interesie całego rynku, w tym podmiotów, które zawodowo zajmują się obrotem dziełami sztuki.
Nieco więcej o droit de suite i ochronie autora pisałem na shadowtech.pl w tym miejscu.
Jednak! Nie tylko rynek sztuki
Zanim przejdziemy do tematu własności intelektualnej: zachęcam Cię do spojrzenia na ten typ (non fungibile) tokenów szerzej. Spojrzenia na tokenizację w kontekście daleko wybiegającym poza rynek sztuki.
Realną wartość możemy dostrzec w możliwości swobodnej i sprawnej wymiany NFT. Docelowo zaś rewolucyjne wręcz znaczenie może mieć wpuszczenie w ramy regulacyjne tokenów, które nie tylko będą reprezentowały własność kryptoaktywów, ale i realnych dóbr. Kluczowa więc wydaje się możliwość przypisania dobrom rzeczywistym ich cyfrowej reprezentacji w zdecentralizowanym rejestrze w formie tokena. Dla tokenizacji ważna jest możliwość obracania tokenami, które reprezentują realne dobra w modelu przypominającym uniswap (tj. modelu, który pozwala na wymianę tokenów na zdecentralizowanej platformie). Transfer tokena byłby wówczas jednoznaczny z przejściem własności do dobra rzeczywistego. W takiej modelowej sytuacji dobro rzeczywiste nie musi posiadać już odrębnego tytułu własności, np. w formie tradycyjnego papieru wartościowego (securities).
Więcej o potencjale tokenizacji możecie przeczytać na shadowtech.pl, pod tym linkiem.
Co nabywasz kupując NFT?
Niektórzy z czytelników doskonale zdają sobie z tego sprawę, ale wskażmy sobie dla porządku:
nabycie NFT w zdecydowanej większości wypadków nie oznacza nabycia autorskich praw majątkowych do utworu przypisanego do tokena. Nabywasz token, który może być identyfikowany z określonym egzemplarzem utworu, ale samo posiadanie tokena nie przenosi autorskich praw majątkowych.
Warto pamiętać, że:
na gruncie prawa autorskiego do przeniesienia autorskich praw majątkowych potrzebujesz odrębnej umowy i to z zachowaniem formy pisemnej. Niezachowanie tej formy skutkuje nieważnością umowy. Jeśli z różnych racji nie zachowaliśmy formy pisemnej, to możemy co najwyżej mówić o udzieleniu przez twórcę licencji niewyłącznej. Pamiętajmy jednak, że także w przypadku dowolnej formy zawartej umowy – wciąż potrzebujemy jakiejś formy utrwalenia dla pól eksploatacji, na których na podstawie tego rodzaju licencji będziemy mogli korzystać z utworu.
Potencjalna ochrona autorów?
Twórcy w internecie, jeśli udostępnią w sieci niezabezpieczony plik, to muszą przewidzieć, że prawdopodobnie stanie się on przedmiotem nie zawsze legalnego wykorzystania. Doskonale to widać na rynku: grafiki czy zdjęć katalogowych. Zresztą publikacja efektów swojej pracy w sieci jest czymś naturalnym. To pozwala autorowi się rozwijać oraz poszerzać grono odbiorców jego dzieł.
Inaczej mogłoby jednak być, gdyby dzieło zostało zapisane w sieci blockchain. Dzisiaj zdaje się, że w samym rejestrze rozproszonym możemy zapisywać pliki mierzone kilobajtami. Łatwiej już jednak wyobrazić sobie sytuację, w której wraz z tokenem jego nabywca otrzymywałby link dostępu do dzieła hostowanego w większym rozmiarze u innego dostawcy. Zagadnienie odpowiedzialności dostawcy naturalni wyświetla mi się jako dodatkowy czynnik ryzyka, ale to temat na inną okazję. Wówczas obrót tokenami przy wykorzystaniu smartkontraktów mógłby stanowić jedynie rejestr autentyczności danego dzieła oraz zezwalałby nabywcy na pobranie określonego egzemplarza na jego dysk twardy.
Oznaczanie egzemplarzy
Odrębnym wyzwaniem pozostaje indywidualne oznaczanie egzemplarzy utworów. Takie oznaczenie może pełnić dwie następujące role: [1] podstawową, z której tylko wizualnie wynika pochodzenie utworu od danego autora, np. w postaci znaku wodnego lub [2] nieco bardziej wyrafinowaną poprzez oznaczenie, np. w postaci kodu QR pozwalającego na weryfikację konkretnego egzemplarza w rejestrze.
Z cyfrowych utworów można również odczytać interesujący katalog metadanych. Znaczenie zaszytych w cyfrowym utworze metadanych szczególnie uwidacznia się w działce OSINTu. Spece od białego wywiadu przy wykorzystaniu programów (czasami powszechnie dostępnych) potrafią osiągnąć fascynujące wyniki na podstawie danych o lokalizacji, numerach seryjnych lub szerokości obiektywu aparatu, którym zrobiono zdjęcie. Przykładem jednego z takich magicznych narzędzi jest stolencamerafinder. To narzędzie, które wyszykuje w sieci zdjęcia na podstawie numerów seryjnych sprzętu i pozwala wyszukać zdjęcia zrobione przy użyciu tego samego urządzenia. Wyobrażacie sobie jaką potęgą mogą być takie narzędzia, gdy dodamy do nich filtrowanie i jeszcze kilka innych parametrów?
W praktyce licencja
Wróćmy na chwilę do głównego wątku, czyli prawa autorskiego. Przeniesienie praw autorskich do utworu wraz z nabyciem NFT nie tylko jest wymagające z powodu wymagań formalnych, ale w niektórych przypadkach po prostu nie leży w interesie autora. I tak rozwiązaniem tej kwestii może być udzielanie licencji. Licencji, która zabezpiecza nabywcę w ten sposób, że pozostawia po jego stronie autorskie prawa majątkowe, a jednocześnie wyraźnie wskazuje, w jaki sposób licencjobiorca może korzystać z utworu.
W praktyce rynkowej możemy spotkać się z ogólnymi warunkami umowy dostępnymi na platformie przeznaczonej do wystawiania i nabywania cyfrowych utworów. W regulaminie takiej platformy wprost możemy mieć zapisany typ licencji, okres jej trwania, zakres terytorialny i wreszcie sposób korzystana z licencjonowanego utworu.
Tytułem przykładu spójrzmy sobie na Term of Use cryptokitties. Warunki licencji obowiązującej na platformie z kotami zezwalają nabywcy tokena nawet na komercyjne wykorzystanie kotów, pod warunkiem, że korzystanie z nich nie przyniesie nabywcy przychodu większego niż 100 k dolarów rocznie.
Art for your Purchased Kitty (“Commercial Use”), provided that such Commercial Use does not result in you earning more than One Hundred Thousand Dollars ($100,000) in gross revenue each year.
Sposób na wynagrodzenie twórcy za obrót jego dziełem
W kontrakcie przypisanym do NFT może zostać zapisane rozwiązanie, które przyznaje twórcy utworu określone tantiemy za każdą z kolejnych transakcji. To proste zabezpieczenie twórcy, które pozwala mu zarabiać, gdy jego utwór pozostaje w obrocie. Plusem licencji jest także jej forma. Licencji niewyłącznej jak wspomnieliśmy we wcześniej części tekstu możemy udzielić bez zachowywania formy pisemnej. Pamiętać jednak w każdym przypadku powinniśmy o opisaniu pól eksploatacji.
Na marginesie Tom Kabinet
Jestem przekonany, że niektórym czytającym ten tekst wyświetliła się od razu sprawa Tom Kabinet. To sprawa holenderskiej księgarni odsprzedającej ebooki – opisana m.in. na newtech.law. W tym przypadku znaczenie miało zagadnienie prawa do wyczerpania. Na marginesie jedynie wspomnę, że tak jak podzielam potrzebę ochrony praw wydawnictw i wpływ na rynek odsprzedaży ebooków (m.in. z uwagi na łatwą skalowalność sprzedaży po symbolicznej cenie), tak nie potrafię jeszcze odpowiedzieć, czy ochoczo powinniśmy szukać podobnego rozwiązania w przypadku NFT. Gdy twórca będzie chciał uczynić swoje dzieło unikalnym także poprzez ograniczoną liczbę egzemplarzy i swój interes zaspokoi poprzez określenie odpowiednio wysokiej ceny, to być może niespecjalnie będzie przejmowało go jak często i za ile tokeny są odsprzedawane. Tokenów może być niewiele a ich cena może rosnąć, jednak pozostanie to już poza sferą wpływu twórcy.
W drugim przypadku, gdyby nie miało dojść do realizacji prawa do wyczerpania, mogłoby się okazać, że byłoby to niezwykle cenne narzędzie w ręku twórcy. Wyobrażam sobie sytuację, w której każdy obrót egzemplarzem, to gaża dla autora (bo tak zapisano smartkontrakt). I w takiej sytuacji koncepcja, wedle której nie doszło wyczerpania praw autorskich mogłaby się okazać dla twórcy bardzo atrakcyjna.
Pozwoliłaby ona twórcy wpływać na cenę albo w ogóle decydować o tym, kto i na jakich warunkach może odsprzedawać dzieło przypisane do tokena.
Ten tekst dobrze byłoby zakończyć banalnie: wskazując, że temat NFT lub innej metody cyfrowego zapisywania efektu pracy artystycznej z pewnością do nas wróci. Traktować go jednak należy nie jako coś przerażającego, bo znowu ten blockchain, tylko raczej jako możliwości zmiany rynku. Zmiany kultury inwestowania, czy wreszcie rozwoju sposobów ochrony praw twórców.